Zostali przekroczeni przez granicę. 70 lat temu wrócili do Polski z sowieckiego „raju”

Zostali przekroczeni przez granicę. 70 lat temu wrócili do Polski z sowieckiego „raju”

O powojennej granicy między Polską Republiką Ludową, a ZSRR mówiło się, że to Stalin po pijaku przejechał ołówkiem po mapie. Rzeczywiście, takie można było mieć wrażenie patrząc na to, że granica oddzieliła gospodarza od pola, parafian od kościoła, rodziny od bliskich. Oddzieliła Polaków od Polski. Niejednokrotnie też granica podzieliła nie tylko wieś na pół, lecz nawet gospodarstwo, tak że dom znalazł się po jednej stronie, a stodoła po drugiej.

Oprócz miasteczka Odelsk, które było nieodłącznym elementem Sokólszczyzny, po stronie sowieckiej znalazło się wiele wsi gminy Kuźnica, takie jak: Nowodziel, Podlipki, Klinczany, Miszkieniki, Nowiki, Radziewicze, Iwanowce, Dojlidki, Kamionka, Dziemitkowo Małe, Murowszczyzna, Kopaniki, Korobczyce, Niemiejsze, Bakuny, Strubka, Gniewieńszczyzna, Bruzgi, Kulowce, Dubnica Mała, Łajgoble. Kilka wsi zostało zaś przeciętych granicą. Były to Kowale, Czepiele, Kusińce, Saczkowce, Wołyńce i sama Kuźnica.

Mieszkańcy przygranicznych wsi, którzy zostali oddzieleni od swoich bliskich, swojego kościoła i swojej Ojczyzny przeżyli prawdziwą traumę i nie mogli odnaleźć się w sowieckiej rzeczywistości. Jakby tego mało, byli narażeni na wiele niebezpieczeństw i bardzo często dochodziło do tragedii. Zdarzało się, że sowieccy pogranicznicy wołali któregoś z mieszkańców by do nich podszedł, a kiedy wszedł na pas graniczny – został zastrzelony. Dlaczego? Bo sowieccy pograniczni za zastrzelenie „szpiona” dostawali miesiąc przepustki…

Niebezpieczna była nawet praca na polu. Taka tragedia spotkała Stanisława Ostapowicza z Nowodzieli, który w 1946 roku został zastrzelony podczas prac polowych. Za przypadkowe znalezienie się w pobliżu pasa granicznego sowieccy żołnierze uprowadzili czterech młodych mieszkańców Nowodzieli: Antoniego Gajlewicza syna Tomasza, Stanisława Gajlewicza syna Wincentego, Stanisława Gajlewicza syna Jana, a także Kazimierza Kozaka, z czego trzej pierwsi zostali zamordowani.

Niektórzy pogranicznicy przemykali jednak oko na graniczne przechadzki. Stanisław Krawiel z Nowodzieli bardzo często chodził do swej ukochanej mieszkającej w znajdującej się po polskiej stronie Parczowcach. Mógł przechodzić tylko gdy na warcie byli znający go wartownicy. W maju 1945 roku doszło do tragedii. Ciesząc się piękną majową nocą zbyt długo przedłużał pożegnanie z ukochaną. Gdy wracał nastąpiła już zmiana warty i został zastrzelony.

Podobny los spotkał 22-letniego Mariana Karpowicza, który przeżywszy okropieństwa wojny, pokonując pieszo drogę aż z Niemiec, zginął tak blisko domu. Karpowicz był na przymusowych robotach w Niemczech i wracał do swojego domu pod Wilnem. Choć mógł od razu skierować się do swoich Jasunów, spędził w naszej okolicy cztery miesiące, podczas których pomagał takim jak on: powracającym do domu po sowieckiej stronie. Przez zieloną granicę przeprowadził aż 50 osób. Zginął w Czepielach w kwietniu 1946 roku.

Jakby tego było mało, zdarzało się, że sowieccy pogranicznicy celowo przechodzili przez granicę, żeby porywać polskich obywateli. Taka tragedia spotkała Faustyna Zyska z Dubnicy, który podczas prac polowych został porwany przez sowieckich żołnierzy. Na prośbę jego żony, Stanisławy, polscy pogranicznicy potwierdzili, że Faustyn Zysk rzeczywiście znajdował się po polskiej stronie. Niestety, polska służba graniczna, tak jak i cała powojenna Polska, była całkowicie uległa i bezbronna wobec strony sowieckiej. Pracownicy Wojsk Ochrony Pogranicza cały czas ją zwodzili, odsyłali od jednej placówki do drugiej, a wyjaśnianie sprawy trwało tygodniami. Pani Stanisława próbowała dalej, dopóki nie dostała informacji, że jej mąż został skazany na 2 lata więzienia za przekroczenie granicy i odbywa karę w Mińsku. Choć mijały lata, mąż nie wracał. Dopiero w 1957 roku udało się ustalić, że Faustyn Zysk zmarł rok po aresztowaniu na zawał. Najprawdopodobniej jednak został zamordowany, gdyż było w całej sprawie wiele nieścisłości.

Mimo takiej sytuacji mieszkańcy nie tracili nadziei na powrót do Polski. Cały czas wywieszali biało-czerwone flagi, podkreślali swoją polskość i modlili się o zmianę granic. Już w 1944 roku mieszkańcy Nowodzieli napisali petycję do Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Podpisali się wszyscy, a trójka Nowodzielan przekroczyła granicę i poszła pieszo do starostwa w Sokółce, gdzie oszołomieni na ich widok pracownicy przyjęli petycję. Podobne petycje napisali mieszkańcy Nomików, Tołcz, Klimówki, Szymaków i innych miejscowości. Rozpaczliwe prośby nie przyniosły jednak skutków.

Dopiero 16 maja 1948 roku zapanowała nieopisana radość, gdy do Polski wróciły wsie: Rogacze Kolonia, Chworościany, Nowodziel, Tołcze, Szymaki, Klimówka, Palestyna, Nomiki, Minkowce, Usnarz Górny, Grzybowszczyzna, Jurowlany, Łapicze, Rudaki, Łosiniany, Oziarany Wielkie i Małe. Ludzie wywieszali flagi, tańczyli, śpiewali i deptali ziemię, gdzie wcześniej stały graniczne słupy.

Mieszkańcy Nowodzieli ruszyli w stronę Kuźnicy z procesją, by pierwszy raz od czterecg lat wejść do swego kościoła, a naprzeciw nim wyszedł ksiądz proboszcz Jan Malinowski z parafianami. Tak się symbolicznie złożyło, że spotkali się dokładnie w miejscu, gdzie stał słup graniczny. Wszyscy razem udali się do kościoła, gdzie ksiądz Malinowski powiedział: „Dajcie miejsce dla ludzi z Nowodzieli, oni są już u nas, wolni wchodzą do naszego kościoła”, a następnie odprawił mszę dziękczynną.

Ludność z przywróconych do Polski wsi żywiła uzasadnioną nienawiść wobec Sowietów i sowieckiego ustroju, dlatego od samego początku PRL-owskie organy bezpieczeństwa były wobec niej niechętne i patrzyły na nią podejrzliwie. Już 25 maja 1948 roku szef Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Sokółce pisał w ściśle tajnym sprawozdaniu do szefa Wojewódzkiego UBP w Białymstoku: „W związku z korekturą granic państwowych na odcinku naszego powiatu wytwarza się niezdrowa atmosfera anty-państwowej propagandy w strefie pogranicza. Ludność przebywająca dotychczas po stronie Zw. Radzieckiego bardzo wrogo ustosunkowana do Zw. Radz., a zarazem obecnie do Polski Demokratycznej. W dniu 16 maja 1948 r. we wsi nowo przybyłej Nowodziel gm. Kuźnica został przybity afisz z dykty o rozmiarach 30x70 cm, a u góry w środku był wyrysowany czarny krzyż, a nad nim napis „Polska w żałobie”, po obydwu stronach krzyża umieszczone godła państwowe – orzełki z koronami – u dołu napis „Jeszcze Polska nie zginęła i kto będzie znieważał krzyż i godło nasze, niech będzie przeklęty””.

Choć na szczęście do tego nie doszło, szef PUBP w Sokółce wraz z lokalnymi władzami planował ludność z przyłączonych wsi wysiedlić, a ich domy i gospodarstwa obsadzić „partyjniakami i zdrowo myślącym dobrze ustosunkowanym do Demokracji Ludowej chłopstwem”.

Choć radość, że wyrwali się z sowieckiego piekła, że wrócili do ojczyzny, a ojczyzna wróciła do nich, była ogromna, to wkrótce zaczęło pojawiać się rozczarowanie. Bo ta Polska nie była już tą samą Polską co przed wojną…

 

Edward Horsztyński

Zdjęcia


W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.