Rozmowa z Ks. Mitratem Włodzimierzem Misiejukiem - Proboszczem Parafii św. Aleksandra Newskiego w Sokółce

Rozmowa z Ks. Mitratem Włodzimierzem Misiejukiem - Proboszczem Parafii św. Aleksandra Newskiego w Sokółce

W związku z jubileuszem 50-lecia święceń kapłańskich Księdza Mitrata Włodzimierza Misiejuka, miałam za zadanie przeprowadzić wywiad z jego Wielebnością Proboszczem Parafii św. Aleksandra Newskiego w Sokółce, a jednocześnie Dziekanem Okręgu Sokólskiego. Przyznam, że byłam nieco zestresowana, gdyż nie co dzień rozmawia się z tak wyjątkowymi osobowościami. 

Nie omieszkałam podzielić się swoim stanem ducha z szanownym rozmówcą. W odpowiedzi usłyszałam: 

“Jest takie miejscowe porzekadło, które w tłumaczeniu brzmi: dwóch na drodze mijało się, jeden drugiego bał się - ten stres jest wzajemny.” odrzekł  z uśmiechem Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk.

Pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy, odnosiło się do refleksji jakie nachodzą duchownego po 50 latach służenie Bogu i wiernym…

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: Zawsze mówię, że niektóre rzeczy nie byłyby tak okazałe jeśli chodzi o długość i ciągłość gdyby nie sprzyjające sytuacje, błogosławieństwo od Najwyższego oraz sporo dobrych ludzi, których on posyła na naszą drogę, i których możemy zauważyć lub nie. Jeżeli zauważamy, okazuje się, że jest nam lepiej i łatwiej znosimy trudności. 

Kiedyś młodzież robiła program i pytała mnie o dawne czasy, o wiele trudniejsze jeżeli chodzi o zaopatrzenie materiałowe i inne sprawy. Gdyby nie dobrzy ludzie, czasy te naprawde byłyby bardzo trudne, ale jeżeli miało się gdzieś na podorędziu dobrego człowieka to zawsze można było się cieszyć z drobnych rzeczy, a wtedy radość z otrzymania czegoś była niewspółmiernie większa do tego co się dzisiaj odczuwa. Nawet zakup cytryny inaczej się odbierało wtedy niż teraz. 

Czy według spostrzeżeń zebranych przez te pół wieku kapłaństwa, zmienił się według Dziekana stosunek ludzi wobec wiary?

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: Może powiem tak… - stosunek ludzi do wiary nie wszędzie jest jednakowy. Wystarczyło przejechać z Królowego Mostu (W okresie 1971 – 1982 Ksiądz Włodzimierz Misiejuk mianowany został proboszczem parafii św. Anny w Królowej Moście) po drodze miałem krótki przystanek - rok czasu w Białymstoku na Wygodzie (W latach 1982 – 1983 pełnił obowiązki wikariusza parafii Wszystkich Świętych w Białymstoku) do Sokółki w 1983 r. Odniesienie wiernych do parafii, ich potrzeby, zaangażowanie… były w tych trzech miejscach zupełnie inne. Ludzie, którzy przyjechali do miasta, niby zostali tacy sami, ale w większości po przyjeździe zamknęli się w czterech kątach, w bloku, przed telewizorem, z przekonaniem - i teraz już wszystko mam. Na wsi ludzie byli sobie wzajemnie potrzebni. Obecnie tam też się wszystko zmienią. Bo jeżeli ziemniaki trzeba było posadzić wspólnie, wykosić zboże trzeba było wspólnie, wymłócić obowiązkowo wspólnie. Sam kiedyś połtora tygodnia pracowałem żeby odrobić ludzi, którzy przychodzili do nas na omłoty. Kiedy człowiek czuł się potrzebny i wiedział, że sąsiad jest mu potrzebny, to inaczej się to odczuwało. Natomiast kiedy człowiek zamknął się w czterech kątach przed telewizorem i tylko od święta, w niedziele czuł, że trzeba wyjść spotkać się z tymi, których uważa za bliskich sercu, ta więź międzyludzka, międzysąsiedzka z biegiem czasu zanikła. Teraz nawet na wsi nie ma już tylu rolników, jeżeli jest jeden, to ma tyle maszyn, że one mu wszystko zrobią, więc nie trzeba pomocy, zgrupowania. Jeżeli ludzie są razem, wtedy potrafią bardziej się porozumieć. Nie tylko w odniesieniu do świątyni stosunki międzyludzkie idą w stronę samozamkniecia, a obecny koronawirus tylko nam w tym pomaga." 

Czyli kiedyś w pewnym sensie łatwiej niż teraz było być kapłanem?

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: Raczej tak, chociaż były to czasy, że tak powiem, kiedy władza niezbyt sprzyjała. Gdy szło się do urzędu , trzeba było “pięty dobrze nasmarować” :). W każdym razie w obecnym czasie pewne rzeczy łatwiej się układa na tym czy innym szczeblu. Kiedyś, kiedy przyjeżdżał ciągnik białoruski z równiarką żeby rozplantować teren, automatycznie zjawiała się milicja z pytaniem - kto pozwolił? Były to ciekawe czasy, cały czas trzeba było bawić się w kotka i myszkę. Natomiast jeśli chodzi o sprawy międzyludzkie,zaangażowanie było wówczas większe. Ludzie jeżeli wiedzieli, że coś się robi - to trzeba było to zrobić mimo, że nie było cementu czy innych artykułów budowlanych. Na zasadzie - to może jakoś poradzimy, może ktoś sam zakupi i przywiezie… Teraz brakuje w społeczeństwie więzi wspólnotowych, ale może jeszcze nie do końca, bo… w poniedziałek mieliśmy sprzątanie cerkwi i w tym czasie były akurat dwie małe grupy wycieczkowe ze Śląska. “My się dziwimy, że ksiądz zebrał tyle ludzi do sprzątania świątyni, u nas by się nie dało tego zrobić.” - mówili. Czyli nie jest u nas najgorzej. Ja tylko pewne sprawy sygnalizuję, bo boję się, że może być coraz gorzej. To tak jak ze zdrowiem, mówią - nie ma z czego się cieszyć, ale grzech narzekać.

 U nas, na Sokólszczyźnie sąsiadują wyznawcy różnych religii, jak Ksiądz z własnego doświadczenia ocenia stosunki między nimi?

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: Stosunek między wyznawcami zależy, nie od jakiegoś szerszego kontekstu, a od postawy osobistej każdego człowieka oddzielnie. Czasami te postawy kształtują się przez odbior zachowań duchownych. Osobiście miałem niejednokrotnie odczucia bardzo przykre, ale były też powody do radości. Tak że nie może to być zawsze odpowiedź jednoznaczna, ale tym niemniej możemy się cieszyć, że nie żyjemy w średniowieczu :). 

Ogólnie panuje przekonanie, że na naszym terenie istnieje bardzo duża tolerancja pod względem religijnym i kulturowym.

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: Kiedy przyjechałem do Sokółki i jeszcze nie odprawiałem nabożeństwa w cerkwi, byłem na spotkaniu Ikony Częstochowskiej w tym mieście. Dostałem od biskupa dokumenty na stanowiska, na prowadzenie punktu katechetycznego i jeszcze dodatkowo delegację na wzięcie udziału jako przedstawiciel biskupa w tych uroczystościach. Dwa dni potem miałem taką sytuację..., jeszcze nie mieszkałem wówczas w Sokółce - przyjeżdżałem na dzień, a na nocleg wracamy do Białegostoku. Czekam na przyjazd autobusu, podjeżdża warszawa, wyskakuje kierowca, otwiera jedne drzwi, drugie drzwi i mówi  - ekscelencjo, proszę wsiadać… Ja oglądam się, nigdzie żadnej ekscelencji nie widzę… Pytam - pan do kogo się zwraca? Do księdza, ja mam zaszczyt spotkać się z Biskupem Sawą, prawda? Odpowiadam - nie, skąd pan taki wniosek wysnuł? On na to - byłem na uroczystości spotkania obrazu i było tam dwóch duchownych prawosławnych, jeden we fioletowej czapeczce, drugi nie. Mówiono, że witamy delegacje Biskupa Sawy. Ja mówię - pan źle odebrał ten przekaz, bo witano nie Biskupa Sawę osobiście, a jedynie jego delegację. O… odparł zakłopotany. Mówię - tak,prosty wniosek, Biskup Sawa pojechałby warszawą, a ja nie. Zaśmiał się - Dobrze, zabiorę i księdza :). Jakiś czas później była taka sytuacja... Kiedy było przeniesienie relikwii św. Gabriela, księża uczestniczyli w nabożeństwie i kiedy procesja z relikwiami przechodziła koło kościoła, wszystkie dzwony się odezwały. Wszyscy poszli w procesji, a ja jako gospodarz obiektu musiałem być w świątyni. Długo czekałem, bo zanim procesja doszła pod stolarkę, na obrzeża Sokółki i wróciła, to trochę czasu minęło. Wyglądałem co się dzieje na Osiedlu Centrum - mało gdzie w mieszkaniu było zapalone światło, prawie wszystkie okna były ciemne, czyli ludzie generalnie, gremialnie wyszli na spotkanie relikwii św. Gabriela. Jeszcze inny taki moment, kiedy na Grabarce podpalono świątynie. Ja wówczas byłem w Grodnie, wróciłem nad ranem, odsypiałem jeszcze noc, ale gdzieś tam przez sen słyszałem jak mówią, że na Grabarce spaliła się cerkiew. Obudziłem się pomimo, że to było zaledwie półtorej godziny snu. Za pół godziny przychodzi kobieta, katoliczka - proszę księdza, słyszałam, że na Grabarce spaliła się cerkiew, ja jeździłam tam, bo lekarze nie mogli pomóc mojej córce, po modlitwach moja córka wyzdrowiała. Ja chciałabym żeby wszyscy mieli możliwość tam się pomodlić i żeby ta cerkiew została odbudowana. Wniosła pierwszą ofiarę. Za pół godziny przyszła druga pani, też katoliczka. Pierwsze dwie ofiary w Sokółce na odbudowę Grabarki wpłynęły od katolików. Są to bardzo dobre postawy. Człowiek potrafi “odcedzić śmietanę od  mleka”, wybrać co najlepsze i kierować się tym w życiu. Poza tym spotykamy się przecież wspólnie na różnych uroczystościach. Kiedy w swoim czasie przychodziła do mnie oddzielna grupa z zaproszeniem na spotkanie opłatkowe od burmistrza, a druga od Rady Miejskiej, powiedziałem - słuchajcie, to może w tym roku ja nie pójdę na żadne spotkanie opłatkowe. Jak na drugi rok przyniesiecie razem zaproszenie, ja bardzo chętnie przyjdę. Niech lepiej będzie zgoda, niż mam błogosławić jakieś wzajemne dąsy. Przecież czas przedwigilijny nawet ku temu nas prowadzi, żebyśmy wzajemnie potrafili sobie wybaczyć to czego nie mogliśmy wybaczyć przez całe pół roku, czy nawet dłużej. Tak, że czasami to się przekłada na bardzo doraźne sprawy. Generalnie nie jest najgorzej, bo bywały gorsze czasy. 

Przejdźmy do bardziej materialnych spraw. Czego udało się Księdzu dokonać przez 37 lat bycia Proboszczem Parafii św. Aleksandra Newskiego w Sokółce?

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: Pewne rzeczy fizyczne są, że tak powiem, namacalne. Myślę, że nawet nie trzeba o nich dużo mówić. Przyjechałem do Sokółki, było jak było… jeszcze w drewnianej plebanii mieszkaliśmy. Łazienka tam była, ale z tej łazienki nie korzystano ze względu na to, że odpływ ścieków odbywał się, że tak powiem - w wewnętrznej cyrkulacji - na ogród. Jakby za dużo wody używano, ogród byłby zalany ściekami. Nasze dzieci chodziły do parafian żeby się wykąpać. My dorośli staraliśmy się jakoś we własnym zakresie radzić. Kiedyś przyjechała delegacja w której był Amerykanin, kiedy zapytał o ustronne miejsce i pokazałem mu gdzie chodzimy - pod blok gdzie była sławojka, podreptał chwilke i przeszło mu :). Warunki były jakie były. Pomału staramy się… parafianie rozumieją, że są różne potrzeby i jeśli coś się zrobiło to trzeba robić jeszcze dalej. Jeśli chodzi o świątynię,cały czas staramy się żeby była na zewnątrz i wewnątrz przyjazna dla nas, dla wiernych. Kiedy wejdziemy do niej, żeby odczuwało się, że można się tu pomodlić. Dla Pana Boga może nie jest to najważniejsze, bo najważniejsze są nasze dobre serca, ale przy tym może człowiek też się wykazuje, że serce jeszcze zupełnie nie wystygło w czynieniu dobrych rzeczy. Ja tego nigdy nie odbieram jako własną zasługę, bo byli też sprzyjający ludzie. Sama odbudowa dzwonnicy nie obeszła by się bez tego, że ktoś wspomógł, był życzliwy żeby wydać taką czy inną decyzję w sprawie odbudowy, bo nie zawsze taka życzliwość bywała. Długo przed przyjazdem do Sokółki pamiętam, że na wszystkich konferencjach dekanalnych ksiądz biskup opowiadał, że największy problem ma w Sokółce z otrzymaniem lokalizacji na plebanię. Pomimo, że mieliśmy prawo do tego placu, chciano nas wykwaterować. Była lokalizacja gdzieś na Zabrodziu, później na ul. Piłsudskiego gdzie teraz jest przychodnia i w innych miejscach. W końcu Rada Parafialna pojechała Urzędu do Spraw Wyznań i ludzie powiedzieli - my nie pozwolimy. Potem zaczęły się zmieniać sprawy polityczne i również podejście władz sie zmieniło - że jednak nie trzeba drażnić prawosławnej społeczności i wydano pozwolenie na budowę plebanii właśnie tutaj, gdzie dzisiaj mieszkamy. Dobrze jest, że zostawię to czym się opiekowałem -bo i taki czas przyjdzie - w nienajgorszym stanie. Nie robi się tego tylko dla siebie.

A jakie są plany na przyszłość związane z dobrami parafii?

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: Czasem robiono pewne sprawy tylko doraźnie. Zrobiliśmy osuszanie świątyni, co pomogło. Jak przyjechaliśmy tutaj, kiedy wchodziło się do cerkwi czuć było odór zgnilizny, wilgoć cały czas się utrzymywała. Cerkiew była wybudowana bez izolacji poziomej, więc cała wilgoć, która była w piwnicy, szła w mury. Kiedy zrobiono izolacje, po pół roku ten zapach stęchlizny zniknął. Jednak pozostała jeszcze sprawa odcinka fundamentu od ziemi do tej izolacji. Trzeba było wszystko odkopać, osuszyć, dobrze zaimpregnować i okazało się, że to zdało egzamin. Tak, że czasem okazuje się, że nie z tej strony trzeba było zaczynać, jak to wcześniej robiono. 

W 2009 i 2010 cerkiew w Sokółce otrzymała w internetowym plebiscycie tytuł Perły w Koronie Podlasia…

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: To dzięki głosowaniu internautów :). Nie moja w tym zasługa, bo cerkiew zbudowano o wiele wcześniej. Naszym zadaniem jest nie dopuścić żeby popadła w ruinę. Jakiś czas temu byłem na takiej długiej pielgrzymce 7500 km dookoła Moskwy - Zołotoje Kolco. Wróciłem z tej pielgrzymki, pod wieczór przyszedłem, przysiadłem przy naszej cerkwi, posiedziałem, popatrzyłem i tak do siebie powiedziałem - słuchaj, czy ty masz się czego wstydzić? Widząc tyle świątyń, które zwiedziliśmy, bardziej i mniej wiekowych i zupełnie nowych. Nawet podczas ostatniej pielgrzymki dwa lata temu: Petersburg, Wyspy Sołowieckie. W Petersburgu nabyłem album dwutomowy “Wszystkie cerkwie poświęcone Św. Aleksandrowi Newskiemu”. Ławra Aleksandra Newskiego w Petersburgu wydała go na swój jubileusz i między innymi jest tam też nasza, sokólska cerkiew :). 

W swoim czasie chodziłem z pielgrzymkami pieszymi, 7-krotnie przemierzyłem odległość z Sokółki na Grabarkę bez pomocy samochodu. Zawsze wracałem naładowany dodatnio, że tyle było po drodze dobrych ludzi, nie zawsze tylko prawosławnych. Pamiętam, w jednej wsi, gdzie była wyznaniowo mieszana populacja, zaczepiła mnie jedna pani, katoliczka, która przyniosła bułeczki, kiedy akurat już obchodziliśmy, kompoty, wodę, przynosili ludzie niezależnie od wyznania. W Jałówce przyszła do nas ponad 90-letnia pani i opowiadała: “Przypominam, że kiedyś, jak byłam jeszcze maleńką dziewczynką, coś niesiono, nie wiem… 5 km od wsi wyściełano drogę płótnem lnianym, a potem wszyscy, niezależnie od wyznania przyjmowali pielgrzymów, którzy podróżowali. U nas też był pełen dom pielgrzymów. Ja przyszłam dzisiaj żeby powspominać dzieciństwo i zaproponować żeby ze trzy dziewczynki przyszły do mnie na nocleg.” Tak, że czasami człowiek po drodze doucza się, czego nie nauczył się w seminarium. Wtedy też przenoszono relikwie św. Gabriela tylko inną drogą: przez Jałówke, Michałowo, Zabłudów… Staramy się wpajać ludziom, żeby nie tylko budowały się świątynie, ale żeby te nasze świątynie wewnętrzne też były czyste i Bogu miłe. 

Mam jeszcze takie pytanie, bo pewnie nie wszyscy wiedzą, zwłaszcza osoby wyznania innego niż prawosławne, kiedy otrzymuje się przywilej noszenia mitry i co się z tym wiąże?

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: To podobnie jak wojsku - są kolejne nominacje, stopnie wojskowe. W cerkiewnym planie też są nagrody. Po to, żeby człowiek czuł się dowartościowany i znał miejsce w szeregu, bo np. podczas nabożeństwa duchowni ustawiają się według nagród. Najmłodsi są zawsze na końcu, przez długie lata tam byłem :). Był okres, że te pierwsze nagrody, chyba do szóstej nagrody dostawałem co 3 lata. Odmierzały czas jak zegar. Mam jeszcze wszystkie papiery z tamtych czasów. Biskup Nikanor, który mnie wyświęcał odpoczywał w Królowym Moście, przyjeżdżał tam żeby odpocząć od miejskiego gwaru. Czasem jak padały deszcze i nie można było pójść na spacer, mówił do mnie - chodź porozmawiamy. Czasami przekazywał mi dobre rady, które potem okazały się bardzo pomocne w życiu. Ja trafiłem na taką akcję kiedy wszyscy dziekani w całej Polsce, z urzędu otrzymali mitry plus jeszcze ktoś w dekanacie, kto był starszy i należałoby mu się. Ja miałem odczucie, że za wcześnie otrzymałem przywilej noszenia mitry, nawet małżonka mówiła, że za młody jestem na mitrę :). W Dąbrowie Białostockiej ojciec Mikołaj Dejneko otrzymał mitrę, kiedy jego tata jeszcze nie miał  mitry. Nie zawsze idzie to w parze z wiekiem, czasem mają na to wpływ zasługi - on cały czas nadzorował budowę świątyni. Czasem jest to sprawa osiągnięcia tytułu naukowego, kiedy zostaje się np. doktorem. Żeby podkreślić doktorat to jeszcze dodatkowo otrzymuje się przywilej noszenia mitry. Chociaż mówią, że dwa razy się za to samo nie karze ;)

A czym Ksiądz Mitrat zajmuje w wolnym czasie, jak odpoczywa?

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: Zazwyczaj odpoczynek  bywa u mnie czynny. Jeżeli już brałem urlop, to zazwyczaj żeby wyjechać z pielgrzymką. Sporo już świata przebyłem - od Sołowieckich Wysp po Jerozolimę, Świętą Górę Athos… Bozie pozwoliła żeby być wszędzie, bo nie zawsze tak się zdarza. Nawet nie przewidywałem, że możliwe jest żebym mógł zobaczyć niektóre miejsca w moim wieku, ale z bożym błogosławieństwem dało się. 

A prywatnie? Lubię kuchnię :))). W domu było nas trzech budrysów, mama była tylko jedna więc często trzeba było jej pomagać. To się przydało później w seminarium. Był dzień kobiet więc seminarzyści wybrali delegację i kucharki tylko siedziały i mówiły ile soli trzeba wsypać :). Zostały mi te ciągotki żeby coś upichcić. 

Żona też jest pewnie zadowolona z Księdza zamiłowań :)?

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: Żona za to w czymś innym pomaga. Jakoś staramy się przez te 50 lat uzupełniać. Nie to, że - to moja sprawa, a to twoja. Pomagamy sobie nawzajem. Każdy kij ma dwa końce. Poza tym, kiedy wena przyjdzie, to jakiś wiersz napiszę... Z resztą, ostatnio nawet otrzymałem małą nagrodę. Wnuki uczą się w szkole przycerkiewnej Cyryla i Metodego w Białymstoku. Zaproszono ich do Brześcia i dano bojowe zadanie żeby opowiedzieć o tradycjach związanych z lnem, ręcznikami tkanymi, no i wnuczka do mnie dzwoni i mówi, że ma bojowe zadanie - stworzyć utwór po białorusku na ten temat. Zajęli pierwsze miejsce wśród zaproszonych gości, a dla mnie wnuczka przywiozła bombonierę od pani dyrektor :D - to była nagroda za pierwsze miejsce. W swoim czasie pisałem dla żony, albo jak coś mocno leżało mi na sercu. Po spaleniu cerkwi na Grabarce i po odbytej pielgrzymce kiedy wróciłem do domu, słowa na ten temat same się układały. Kiedy odczytałem to w radiu, było bardzo dużo głosów, żeby przesłać tekst. Jeśli człowiek przeżywa coś osobiście to ma potrzebę wylania tego z siebie. Ludzie, którzy podobnie czują i myślą rozumieją to.

Na koniec naszej rozmowy proszę o przesłanie dla mieszkańców naszej Małej Ojczyzny.

Ksiądz Mitrat Włodzimierz Misiejuk: Żeby ludzie nie stawali się gorsi, ażeby dobro trwało w nas wszystkich, bo świat idzie w niedobrym kierunku. Żeby nie było jak u Kargula i Pawlaka: “Sądy sądami, a sprawiedliwość i tak jest po naszej stronie.

Dziękuję serdecznie za rozmowę, życze dużo zdrowia, siły i nieustającej pogody ducha .

Z Księdzem Mitratem mgr Włodzimierzem Misiejukiem - Proboszczem Parafii Prawosławnej św. Aleksandra Newskiego w Sokółce rozmawq Patrycja A. Zalewska

Zdjęcia: Patrycja A. Zalewska, Agnieszka Sielewicz

 

 

 

  

 

Zdjęcia


W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.