Marcin Dębko: Do poczytania...

Marcin Dębko: Do poczytania...

"A już w piątek inny most wanted - Dickens / Daję mu "Klub Pickwicka" i mam względny spokój na weekend" - rapuje Łona w kawałku "Bumbox" przenosząc tym samym łysych hip-hopowców w szerokich spodniach z szarych blokowisk do świata XIX-wiecznych, angielskich dżentelmenów, gdzie zamiast: Zabiję cię jak się nie zamkniesz - mówimy: Szanowny Panie radzę mieć na uwadze, iż niezwłocznie pozbawię Pana wszelkich funkcji życiowych, jeśli w dalszym ciągu będzie kontynuował Pan swój wywód - w odpowiedzi słysząc: Żądam satysfakcji - nie zaś: To dawaj. Zacne jest dostąpić takiego zaszczytu, wziąwszy pod uwagę fakt, że po otwarciu księgi tej oczom naszym ukazuje się barwny i dostojny obraz obfitujący w mnogość sytuacji zarówno śmiesznych, jaki i powagi pełnych, opisanych słowem bogatym, wyszukanym i godnym ludzi kulturalnych. Pan Charles Dickens, którego od pacholęcia znamy z "Opowieści wigilijnej", niemały nakład pracy włożył w napisanie "Klubu Pickwicka". Powieść ta na początku samym ukazywała się w częściach, w latach 1836 - 1837, po czasie zaś przybrawszy formę znaną nam do dziś. Opowiada ona o podróży Pana Pickwicka, odbytej w gronie przyjaciół i zjawiskach towarzyszących temu wydarzeniu. Przez jej stronice przewija się trzysta postaci ponad. Dobitnie świadczy to o rozmachu na miarę hollywoodzkich produkcji filmowych, jak i kunszcie oraz wyobraźni autora. Żyjąc dziś Pan Dickens, stanąwszy na środku osiedla, mógłby z impetem cisnąć butelką chmielowego napoju o chodnik i uderzywszy się pięścią w dumnie wypiętą pierś wykrzyknąć: Dajcie mi przeciwnika!

Marcin Dębko

Tagi:recenzjaKlub PickwickaDickens

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.