ŁUKASZ PIETRASZKIEWICZ - sokółczanin na brytyjskim wybiegu

ŁUKASZ PIETRASZKIEWICZ - sokółczanin na brytyjskim wybiegu

Ma 35 lat, kilkanaście lat temu wyjechał do Londynu za siostrą do pracy „na zmywak” jak tysiące innych Polaków. Do tego momentu historia wydaje się typowa. W Wielkiej Brytanii Łukasz studiował filologię angielską. W 2015 r. został finalistą brytyjskiej edycji programu Top Model. Zdobył także nagrodę publiczności w kategorii męskiej Charity Public Vo55 Award.

 

Kiedy się czyta o Twoich perypetiach z Top Model UK, to ma się wrażenie, że realizowało się Twoje przeznaczenie, czy widzisz to podobnie? Opowiedz, proszę, jak się tam znalazłeś?

To było kilka miesięcy temu, a wydaje się, jakby to było wczoraj. Nie zaprzeczę, że na początku było bardzo głośno o Łukaszu z Sokółki. Media rozpisywały się o mojej przygodzie i wszyscy mi kibicowali. Siła w ludziach, jak to się mówi, i dlatego zdobyłem serca nie tylko Brytyjczyków, ale i Polaków. Dodam, że hejtu nie brakowało, ale to raczej bardziej mnie pchało, by walczyć. Przygoda z Top Model zapisze się w mojej pamięci na długo. Zobaczyłem, jak wygląda ten świat i musiałem podjąć decyzję, czy jestem gotów na to, by z rana budzić się z myślą: co dziś na mój temat napisano? Czy to nie zaszkodzi mojej rodzinie, która bezwarunkowo jest moim priorytetem? Media potrafią tak manipulować człowiekiem, a dzisiejszy świat potrzebuje historii, która się sprzeda. Ludzie czytają o cierpieniu innych, a w duchu cieszą się, że ich to nie spotkało.
To niewątpliwie było zrealizowanie mojego przeznaczenia, już straciłem nadzieję i tak naprawdę zapomniałem o modelingu. Aż tu nagle pojawiło się światełko w tunelu i zaprowadziło mnie na szczyt. Ale moja przygoda trwała 5 minut. Dodam, że to jest mój wybór.
To nie przypadek, że znalazłem się w Top Model. To była długa i ciężka droga. Moja żona wysłała pierwsze zgłoszenie i zaproszono mnie na casting, który okazał się porażką. To był ciężki rok, zbyt dużo się nałożyło wszystkiego. Potem otrzymałem zaproszenie na finały Top Model i tam zostałem zauważony przez producenta programu, który przekonywał moją żonę, abym spróbował jeszcze raz w następnej edycji. Długo się zastanawiałem, czy warto, ale pewnego wieczoru, bez większych oczekiwań wysłałem zgłoszenie i ponownie zaproszono mnie na casting. Czy było mi łatwiej? Raczej trudniej, bo oczekiwano ode mnie więcej niż za pierwszym razem. I pomimo mojego już “podeszłego" w tym zawodzie wieku, przeszedłem dalej. Wtedy zadałem sobie pytanie: co teraz?


Jak wspominasz dzisiaj tamte wydarzenia? Przyjmowałeś wszystko ze spokojem czy raczej euforią?
Dzisiaj wydaje mi się, że to był sen, raczej piękna opowieść, która szybko się skończyła, rozdział w moim życiu, który powinien się zacząć dawno temu. Teraz w głębi duszy żałuję, że wcześniej nie odważyłem się, by walczyć o marzenia. Kto wie, gdzie dzisiaj bym był?

 I wtedy przychodzi do mnie moja córeczka i wracam na ziemię, bo gdybym miał wybierać, to dla mnie wybór jest oczywisty. Tym bardziej że nie ma człowieka, który by w swoim życiu czegoś nie żałował... raczej tacy nie istnieją, a jeżeli mówią, że tak jest, to tylko by zapewnić sobie spokój wewnętrzny.


Masz imię i nazwisko mocno polskie i „szeleszczące”. Czy podczas udziału w TM prowadzący nie mieli problemu z wymową, a może miałeś pseudonim?
To był ubaw na całego. Pseudonimu nie miałem, a nazwiska nigdy żaden “Angol” nie wypowiedział poprawnie. To brzmiało mniej więcej: "Ppppskzic". Najłatwiej im było mówić do mnie: Lukas. Kiedy ogłoszono wyniki i wywołano mnie  jako zdobywcę nagrody, to ja sobie tak stałem... i stałem za kulisami, aż prowadzący krzyknął: „Lukas it's you!” i wtedy zamiast wyjść z powagą to zostałem wypchnięty na scenę i wszystko to wyglądało jak kabaret. Ale było fantastycznie! (śmiech)

Twoja sylwetka to: geny, prezent od rodziców/dziadków… – czy ścisła dieta z jednym liściem sałaty, popijanym jogurtem O%? (śmiech)
Zawsze bylem tzw. "tyczką", a moje siostry zazdrościły mi cienkich i długich nóg. (śmiech) Preferuję raczej zdrowe odżywianie, dużo ziół, nasion, jak najmniej "E" w składzie i zero przetworzonego jedzenia. Dużo naturalności i surowych warzyw.


Jaki jest Twój status na dziś - utrzymujesz się z modelingu czy zawodowo zajmujesz się czymś innym?

Po udziale w Top Model posypały się propozycje jedna za drugą, ale żadna z nich nie spełniłaby moich oczekiwań. Jedną był kolejny konkurs, już bez castingu, prosto do finałów Mistera Anglii, by reprezentować Walię, czy też międzynarodowy konkurs The Face też prosto do finałów. Udział w Top Model miał być przygodą i tak się stało. Przyznam, że oczekiwałem więcej niż propozycje do kolejnych konkursów. Producenci mi powtarzali, że na tym to polega, z jednego tytułu do drugiego, że z każdego z konkursów wyniosę coś innego, że będę bogatszy o kolejny tytuł, stanę się jeszcze bardziej medialny itp. Tak można się bawić, mając lat 18, a nie 35. Nie mam na to czasu i wszystko to by było kosztem rodziny. Moja córka jest strasznie ze mną związana i każdy nawet weekendowy wyjazd dla niej okazywał się silnym przeżyciem.
Otrzymywałem wiele propozycji z rożnych agencji, jeździłem na castingi, pojawiły się kontrakty, ale po głębszym zapoznaniu się z umową okazywało się, że to nie jest to. Były to małe, nic na rynku nieznaczące agencje, które chciały wykorzystać mój tytuł do własnej promocji.  Europa raczej nie jest mną zainteresowana, zarzucano mi, że mam zbyt "europejską twarz" podczas Top Model i chyba coś w tym jest. Na jednym z moich profili społecznościowych większość agencji, które interesują się moimi zdjęciami, to agencje z Australii czy  Stanów.


Jak na udział i finały TM zareagowała Twoja rodzina i znajomi z Sokółki? A angielscy współpracownicy?
Ku mojemu zdziwieniu niewielu było w totalnym szoku, raczej odebrali to z szacunkiem i zdziwieniem, że mam na to siłę i odwagę.


Czy możesz powiedzieć, że dziś Twoja twarz dla wielu, zacytuję, „brzmi znajomo”?
Zdecydowanie tak. Nawet dentystka mojej siostry dała jej zniżkę, a pan elektryk zrobił usterkę za darmo. (śmiech)


Co wg Ciebie może być najbardziej fascynującego w pracy modela?
Podróże. Dziś jesteś tu, a jutro już w całkiem innym zakątku świata. Jako osoba medialna możesz więcej w świecie, ludzie nie są głusi na Twoje prośby, pomagają.
Modelem się, chyba, nie rodzimy… Czy musiałeś opanować technikę chodzenia na wybiegu, czy to prawie ‘normalne’ chodzenie?
Nie było to łatwe. Ktoś, kto przez 35 lat chodzi swoim własnym rytmem, nie tak łatwo wszystkiego się oduczy, a zbyt dużo czasu na naukę nie miałem. To chodzenie nie ma nic wspólnego z tym "normalnym". Jestem typem człowieka-wariata. Moja głowa jest jak wahadło, ciągle gdzieś indziej, nigdy przed siebie, a tu kamienna twarz, prosto przed siebie, w jeden punkt, bez mrugniecia.... na pozór łatwe, ale to tylko pozór.

 A jak było z pozowaniem, to też trzeba było wyćwiczyć?
Ktoś mi kiedyś powiedział, że trzeba dużo ćwiczyć przed lustrem, bzdura! Każda sesja ma swoje własne przesłanie - albo się wczujesz w daną postać, albo nie. Twarz musi być jak plastelina, czasami z 10000 zdjęć tylko jedno pasuje a czasami już po dwóch klatkach można skończyć.

Jakie są Twoje pasje?
Bardzo dużo podróżuję z rodziną. Ostatnio zacząłem prowadzić blog o naszych wypadach. To dopiero początki, ale jest tyle miejsc do opisania. Zapraszam wszystkich na www.facebook.com/lucastravellingtheworld, wwwdotaroundtheworlddot.wordpress.com.


Na co dzień przywiązujesz dużą uwagę go ubioru?
Lubię wyglądać dobrze, idę za modą - zawsze tak było.


Plany na przyszłość?
Zamierzam objechać cały świat, pozwolić córce na wybór jej miejsca na ziemi, a potem zamierzamy zamieszkać w Barcelonie, powrót do Hiszpanii dobrze nam zrobi.


Czy korzystając z naszych łamów chciałbyś pozdrowić sokólską brać, rodzinę, znajomych?
Jeszcze raz chciałbym podziękować wszystkim za wsparcie  i gratulacje. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że zawsze ciężko pracowałem na wszystko, a przeszłość nie zawsze musi się za nami ciągnąć. Trzeba iść zawsze do przodu z głową podniesioną do góry.
Pozdrawiam całą rodzinę: szczególnie Mamę i rodzeństwo, ciocie i wujków z Kuźnicy i z Sokółki. Wszystkich kuzynów i przyjaciół, znajomych, Duchowieństwo, panią Burmistrz i panią Prezes Fundacji SFL Marię - za wsparcie i gratulacje. Wszystkim serdecznie dziękuję!


Serdecznie dziękuję Ci za rozmowę i życzę pomyślnych wiatrów!
Było mi bardzo milo.


Rozmawiała Aneta Tumiel


fot. www.topmodeluk.com, arch. prywat., Ann Tudball, Metro Photography

Zdjęcia


Tagi:wywiadłukasz pietraszkiewiczmodeling

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.