„Łatwiej jest mi pokazać coś grafiką niż opisać słowami…” - RysowAnki

„Łatwiej jest mi pokazać coś grafiką niż opisać słowami…” - RysowAnki

ANIA JAKONIUK (rocznik ’76)
ilustratorka, rysowniczka, grafik, autorka plakatów, absolwentka Wydziału Architektury i Urbanistyki na Politechnice Białostockiej. Swoje prace prezentuje w sieci na autorskim profilu fb „RysowAnki” oraz na Instagramie. Prywatnie miłośniczka motoryzacji i wyczynowej jazdy na rowerze. Serce dzieli między Bieszczady i Podlasie, gdzie spędziła ponad 11 lat. Dumna matka Marcina. O sobie mówi: Jestem inżynierem i artystą - rysuję to, czego nie umiem wyrazić słowem.


Aniu, gratuluję wystawy w sokólskiej Bibliotece, dzięki Twoim pracom – warto po dwakroć zajrzeć pod ten adres. Po pierwsze można wyjść z lekturą na wakacje a po drugie: zaspokoić głodek artystycznych doznań… bo z ręką na sercu mówię: fajne te Twoje grafiki…
Dziękuję, czuję się prawie tak jakbyś komplementowała moje dzieci, bo w sumie każda z nich, jak dziecko - zawiera część mnie.

Zdradź, proszę, trochę „kuchni.” Jak powstają graficzki? Długo? Na czym jej tworzysz?
Powstają w komputerze, czasem szkicuję coś ołówkiem, kredką, mazakiem, ale generalnie to grafika komputerowa. Jest impuls, coś „zaklika” w głowie i natychmiast muszę to narysować. Moje narzędzia to Illustrator, Photoshop i tablet graficzny. Nieraz jest to praca kilkudniowa, a czasem wystarcza kilka godzin. Kora np. była impulsem – powstała błyskawicznie w ciągu ok. 2 godzin.

Na co dzień planujesz przestrzeń w urzędzie gminy w Firleju (woj. lubelskie), a kiedy powstają grafiki?
Zwykle późnym wieczorem, a nawet w nocy. Gdy zaczynam rysować wyłączam się i jestem tylko ja, komputer i muzyka w słuchawkach. Tracę poczucie czasu.

Bardzo śledziłam Twój graficzny coming out na FB. 1 czerwca pokazałaś światu swoją szufladę artystyczną – jak wspominasz ten moment, coś się zmieniło od tego dnia? Warto było, a może żal?
RysowAnki powstały dużo wcześniej, ponad rok temu, co jakiś czas wrzucałam jakąś grafikę, z opisem lub bez i tak to sobie spokojnie dryfowało. Aż przestało mi to wystarczać. Potrzebna była zmiana, jakiś ruch, zbyt wiele spokoju mnie męczy. (śmiech) Jak śpiewa Basia Wrońska „Teraz jest najlepszy czas, żeby w skrzydła puścić wiatr. Nie czekaj” i ja właśnie poczułam, że to TEN moment. Zebrałam to, czego nie pokazywałam wcześniej i stworzyłam coś w rodzaju wystawy wirtualnej. Czy było warto? Tak, jak najbardziej. Wydarzenie spotkało się ze sporym odzewem, przybyło wielu nowych fanów, jest większe zainteresowanie, pojawił się kontakt z odbiorcą – ludzie piszą, pytają. Więc tak, zdecydowanie nie żałuję.


Chcę zapytać o inspiracje, masz swoich graficznych guru?
Marta Frej. Kocham ją bezgranicznie, śledzę karierę, kocham jej spojrzenie na świat, bardzo bliskie mojemu zresztą.
Myślę, że w moim spojrzeniu na kobietę jako taką, jest też trochę Franciszka Starowieyskiego, którego nawiasem mówiąc miałam zaszczyt i ogromną przyjemność poznać osobiście w czasie studiów i spędzić miesiąc wakacji obserwując jego wystawę, a wcześniej przygotowania do niej.

Kontempluję Twoje graficzki – i to nie są przypadkowe tematy, portrety…
To są impulsy, takie nagłe błyski. Pyk! I coś widzę, i nie mogę już „odzobaczyć”. (śmiech) Przychodzą do mnie nagle. Czasem w związku z jakąś sytuacją, jakąś emocją. Przychodzą i nie chcą odejść zanim nie zwizualizuję ich w grafice. Często wkręcam się w temat i powstaje mini seria – jak np. baletnice albo łobuziaki – czyli Pippi i spółka.

Kobieta, kobiecość to motyw, po który sięgasz bardzo często… i to w różnych odsłonach: znajdziemy tu efemeryczne baletniczki, ale także pięściarki w akcji, dużo większych i mniejszych ikon popkultury… ale wszystkie trochę bliskie tytułowi książki sprzed lat „Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą” (U. Ehrhardt). Frida Khalo, Amy Winehouse, Monica Belluci, Kasia Nosowska, Kora, Audrey Tautou… chyba bliżej Ci do buntowniczek i łobuziar życiowych i artystycznych – takich, które podążają absolutnie własną drogą?
Oj tak, zdecydowanie bliżej. Nigdy nie byłam grzeczna. (śmiech)Buntowałam się już od czasów przedszkolnych, potem ciągła walka osobowości z szablonowością, i wizyty rodziców w szkole. Dorosłe życie, cóż ciągle szukam swoich dróg. Nie godzę się na „jakoś tam”, zawsze chcę więcej. Nigdy do końca nie wpisałam się w żaden schemat – to nudy. (śmiech) Generalnie zawsze jestem przede wszystkim sobą, nie wszyscy to moje JA akceptują (śmiech), ale nie mam z tym problemu.

Nie stronisz także od autoportretu, może to w myśl wspomnianej Fridy: „Jestem tematem, który chcę znać najlepiej”?
Tak, często rysuję po prostu siebie, a raczej swoje wnętrze. Te grafiki związane są zawsze jak u Fridy Khalo z jakimś stanem emocjonalnym, wyrażam się właśnie w ten sposób. A że temperament mam iście włoski - to ten kociołek we mnie buzuje. Łatwiej jest mi pokazać coś grafiką niż opisać słowami, rysując siebie, rysuje swoje emocje, rozprawiam się z nimi niejako…

Miłość i muzyka - je też znajdziemy na w Twoich graficzkach…
No cóż, miłość to coś co jest bliskie każdemu człowiekowi, albo tego doświadczył albo o tym marzy. Nie mniej wszyscy bez wyjątku zostaliśmy nią „dotknięci”. Miłość romantyczna, rodzicielska, ta pierwsza i ta dojrzała. A muzyka? Jest obecna na co dzień, nie wyobrażam sobie bez niej życia.


Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała o Pippi – jej figlarna facjata także zerka na nas z Twoich grafik, czyżby bliskie jej „idee” – nie były też obojętne Tobie: żyj po swojemu i bądź odważna, jesteś piękna taka, jaka jesteś, i najważniejsze: nie bądź taka na serio…?
Bo tak właśnie trzeba żyć – z przymrużeniem oka. (śmiech) Bycie bardzo „serio” niesamowicie i niepotrzebnie obciąża.

Kock, w którym mieszkasz - podobnie jak Sokółka – to nie za duża miejscowość na ścianie wschodniej, czym teraz żyje? Może warto się tam zapuścić letnią porą?
Zdecydowanie warto. Kock ma ogromny ładunek historyczny. Był świadkiem wielu ważnych wydarzeń. I tę historię i poszanowanie dla niej widać w atmosferze miasteczka. Bliżej można ją poznać w muzeum multimedialnym, gdzie można np. pobawić się w architekta, zbudować makietę średniowiecznego miasta, zajrzeć przez okno do żydowskiej chaty oraz spróbować swoich sił na jednym z dwóch stanowisk strzeleckich z replikami karabinów. Dla mnie jako architekta i urbanisty szczególną wartość ma zachowany układ urbanistyczny centrum, oraz zabytkowe obiekty. Palce maczał w tym jeden z najwybitniejszych architektów klasycyzmu Szymon Zug. Dzięki temu, że jestem z Kocka, w czasie studiów zdałam z marszu „zerówkę” z historii architektury u bardzo wymagającej profesor. Tak się rozgadałam, że nie miała więcej pytań. (śmiech)

A wracając, do grafik - jeśli ktoś zapragnie mieć RysowAnkę na własnej ścianie, co ma zrobić?
Skontaktować się ze mną oczywiście, najlepiej w wiadomości za pośrednictwem strony. (FB RysowAnki - red.)

Co przed Tobą graficznie?
Mam nadzieję, że jeszcze wiele, że to dopiero początek tej drogi. W przygotowaniu duża wystawa w Lublinie, o tematyce kobieco- (a jakże) sportowej. Planowana jest na wrzesień. A potem kto wie, może „Taniec z Gwiazdami” (śmiech)

Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę i za sympatyczny „wernisaż” skrojony na miarę stanu epidemii. Gorąco Cię tu do nas zawsze zapraszamy, wiedz że babka ziemniaczana – to nie jest nasze ostatnie słowo, mamy jeszcze kiszkę… hihi
Och, macie mnóstwo dobrych rzeczy, a przede wszystkim dobrą energię i zapewniam Cię, że nie raz jeszcze skorzystam z zaproszenia.

Rozmawiała Aneta Tumiel

Wystawę można oglądać w holu Biblioteki Publicznej w Sokółce, w dni robocze, w godz. 8.00-16.00. Prace autorki będą prezentowane w lipcu i sierpniu. Zafrapowanych grafikami odsyłamy na FB: RysowAnki.
 

Zdjęcia


Tagi:aneta tumielRysowAnkiAnna Jakoniuk

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.