Elwira Zabłocka - WOLONTARIAT - mój sposób na życie...

Elwira Zabłocka - WOLONTARIAT -  mój sposób na życie...

    Są osoby, które poprzez swój sposób bycia samoistnie zarażają otoczenie chęcią niesienia dobra. Taką osobą jest Elwira Zabłocka, nauczycielka w Zespole Szkół Zawodowych w Sokółce. Jej nazwisko pojawia się niemal przy każdej okazji, gdy sprawa dotyczy pomocy i wsparcia skierowanego zarówno w stronę ludzi jak i zwierząt.


Jest Pani bardzo młodą osobą, a mimo to ma Pani już na swoim koncie bardzo wiele dobroczynnych zasług.


    Jakoś tak wyszło. (uśmiech) Nie uważam jednak, żeby to było bardzo dużo. Często, to sama młodzież wychodzi z inicjatywą i zwraca się do mnie o pomoc w jej zrealizowaniu. Zanim zaczęłam pracować w szkole, tego typu działań tu nie było. Uczniowie tego nie znali, nie wiedzieli, może nie chcieli się w to angażować... Natomiast teraz, na początku roku szkolnego młodzi ludzie sami przychodzą do mnie z pytaniami: „a może byśmy krew zdali? ... a kiedy jedziemy do schroniska? ... a kiedy na onkologię?...“

Więc wszystko zaczęło się z Pani inicjatywy. Skąd taki pomysł?


    Nie wiem, to się dzieje samo z siebie... Myślę, że jesteśmy coś winni społeczeństwu, innym ludziom, tym w jakiś sposób negatywnie doświadczonym przez życie, a także zwierzętom. Musimy dać z siebie coś, niekoniecznie materialnego. Jest to moja pasja. Jestem biologiem, więc zwierzęta są mi bliskie... onkologia też jest mi w jakiś sposób bliska... więc mam jakiś tam dług do spłacenia...

Kiedy zaczęła Pani działać w wolontariacie?


    Zaczęło się od pierwszego roku mojej pracy w ZSZ. Praca z młodzieżą daje bardzo szerokie możliwości. Zdarzało mi się współpracować z młodymi ludźmi również z innych szkół, na przykład w Żonkilowej Kweście na rzecz Domowego Hospicjum dla Dzieci brały udział dziewczęta z ZS w Sokółce. Na onkologię dziecięcą w Białymstoku jeździmy z młodzieżą z sokólskiego „Rolnika“.

Jak młodzież odbiera spotkania z dziećmi na oddziale onkologicznym?


    Powiem, że jest bardzo ciężko. Ja sama przez tydzień dochodzę do siebie po tych wizytach. Zobaczyć takie maleństwo chore... to jest trudne przeżycie. Jeśli chodzi o młodzież, po pierwszej wizycie odpadła mi tylko jedna osoba. Cała reszta jest bardzo pozytywnie nastawiona, robią to świadomie, z wyboru, to jest wolontariat, nikt ich do tego nie zmusza. Oni wiedzą, że te dzieci nie umierają, jest tylko mały odsetek tych, które odejdą... Tam się nie czuje atmosfery onkologii, szpitala. Po prostu jedziemy do dzieci i tyle. (uśmiech) Młodzież poświęca na to swój wolny czas, jeździmy po zajęciach, wracamy po 21.00. Fajnie, że chcą, chociaż jest im ciężko. Mam najlepszą młodzież pod słońcem, naprawdę. Są empatyczni, nie przechodzą obojętnie jeśli coś się dzieje. Może też dlatego, iż wiedzą, że mają się do kogo zgłosić z problemem i będzie jakaś reakcja.

Wszystkie te działania wolontariackie muszą Pani zabierać mnóstwo czasu?


    Tak, ale to daje również olbrzymią satysfakcję. Poza tym mam to wszystko poukładane, więc nie jest to dla mnie jakimś ogromnym obciążeniem. To jest mój sposób na życie. Gdybym tego nie robiła, czułabym olbrzymi niedosyt, miałabym wrażenie, że życie przecieka mi przez palce. A tak, zostawiam po sobie coś niematerialnego, bo rzeczy materialne kiedyś tam znikną, natomiast być może to, że kogoś zarażę wolontariatem, że komuś pomogę, zmieni życie tego człowieka... czy zwierzaka.

Czy ma Pani czas na swoje hobby?


    Mam, piekę torty dla przyjaciół, okolicznościowo, no i też haftuję, krzyżykiem, jak mam czas na chwilę przysiąść. (uśmiech)

Ma Pani bardzo rozległe wykształcenie. Czy wszystkie te kierunki wynikają z Pani zainteresowań?


    Częściowo tak, ale też z tego, że jako nauczyciel muszę się cały czas kształcić. Przynajmniej ja wychodzę z takiego założenia. Nie mogę zasiąść na krzesełku i na pewnym poziomie się zatrzymać. Młodzież jest coraz bardziej wymagająca.

No dobrze, rozumiem, jest tu: biologia, chemia..., ale „Technik ochrony fizycznej osób i mienia“?


    To trochę na przekór zrobiłam, (uśmiech) bo bracia robili... „a ja nie zrobię?“, więc oczywiście też zrobiłam. (uśmiech) Z drugiej strony - nie wiadomo co się w życiu przydarzy...

 

A fryzjerstwo...?


    Było zapotrzebowanie na nauczyciela. Jak już robiłam fryzjerstwo, to zrobiłam i kosmetologię..., a potem zrobiłam oligofrenopedagogikę ponieważ mamy też dzieci z różnymi dysfunkcjami.

Działa Pani również w Klubie Młodego Nauczyciela, jest Pani przewodniczącą?


    Tak, działa to na tej zasadzie, że skupiamy wokół siebie młodych nauczycieli. Dzięki Prezesowi - pani Janinie Sawickiej organizowane są szkolenia, które pomagają zdobyć i pogłębić wiedzę młodych nauczycieli, przygotować się lepiej do zawodu. Jestem też w Centralnym Klubie, jako delegat, tam też uczestniczę w szkoleniach. Nie lubię stać w miejscu, to jest dla mnie najgorsze, co może być. Nie potrafiłabym nie robić nic.

Została Pani zgłoszona do konkursu „Nauczyciel na Medal“…


    Nie mam pojęcia, kto mnie zgłosił, natomiast, gdy się o tym dowiedziałam, znalazłam się 10 cm nad ziemią bo jestem bardzo dumna, że ktoś w ogóle tak o mnie pomyślał. Nie liczę na wygraną, ale samo zgłoszenie jest dla mnie wielka nagrodą.

Jest Pani bardzo pozytywną osobą, co chciałaby Pani przekazać młodym ludziom, nauczycielom, lokalnemu społeczeństwu?


    Może, żeby byli bardziej empatyczni, otwarci, życzliwi w stosunku do siebie bo z czasem to wszystko wraca do nas.

------------------------------------------

Uczennice Aneta Gojko i Karolina Jurczenia o współpracy z panią Elwirą:
    Jesteśmy już 4 lata z panią Elwirą, bardzo dobrze nam się współpracuje. Przez to, że możemy komuś pomóc, czujemy się lepiej. Fajnie jest razem robić coś dobrego dla innych, czasem jest zabawnie. To daje radość! Myślimy, że kontakt z panią Elwirą będziemy miały także po skończeniu szkoły. Jest dla nas jak druga mama, możemy do niej z wszystkim przyjść, nawet żeby się wypłakać i zawsze jakoś nam pomoże. W szkole dużo uczniów ma taki stosunek do pani Elwiry ponieważ potrafi dogadać się z młodzieżą. Uczniowie mają do niej zaufanie.
    Udzielacie się w sokólskim schronisku dla zwierząt, jeździcie też na oddział onkologiczny. Jakie przeżycia temu towarzyszą?
    Jest to na pewno trudne przeżycie, ale sam fakt, że tam jeździmy i możemy zobaczyć jak to jest... uświadamia nam jakie ludzie mogą mieć problemy. Przez to inaczej patrzymy na świat. Możemy też pomóc, pobawić się z tymi chorymi dziećmi, odciążyć ich rodziców.

Dyrektor ZSZ w Sokółce Grzegorz Zalewski:
Pani Elwira jest bardzo dobrą nauczycielką, szczególnie zaangażowaną w działalność społeczną. Jej osoba wzbogaca naszą szkołę i w niej na pewno zasługuje na medal.

 

Pytała Patrycja A. Zalewska, fot. Ewa Rajżewska - Bieszczad

 

Zdjęcia


Tagi:powiat sokólskiZSZ w sokółcewolontariatElwira Zabłocka

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.