Bożena Galej ...biegiem pod wiatr

Bożena Galej ...biegiem pod wiatr

   

    Pierwotny cel mojej wizyty u Bożeny Galej - Sołtys wsi Igryły, był związany z renowacją zabytkowej, ponad 100-letniej kapliczki przydrożnej. Jednak zauroczona otwartością i bezpośredniością tej wrażliwej, mądrej, a zarazem silnej, pełną energii i odważnych pomysłów kobiety, postanowiłam przeprowadzić z nią spontaniczny wywiad. Chociaż bardziej niż „wywiad“ pasowałoby tu słowo „pogaduszki“. Bożena Galej z pewnością idealnie wpisuje się w nasz cykl, prezentujący wyjątkowe osobowości zamieszkujące Sokólszczyznę.

    Po wejściu do salonu, moją uwagę przyciągnął olbrzymi, solidny, dębowy stół na toczonych nogach. Mimo tego, że stał w końcu pokoju, przysunięty do okna (u państwa Galejów trwa remont), od razu skojarzył mi się z ogniskiem domowym. Otwartość pani Bożeny sprawiła, że od pierwszej chwili miałam wrażenie jakbyśmy znały się od lat.

    Bożena Galej: Zrobić ci kawę? Z mlekiem, z cukrem?

    W międzyczasie wpadł sąsiad, toczyły się dynamiczne rozmowy na temat organizacji prac przy renowacji kapliczki... Pani Sołtys czuwa nad wszystkim, zorganizowała z mieszkańcami Igrył całość prac we własnym zakresie i własnymi siłami.

     BG:Zrobiłam ci kawę po swojemu...

     Dostałam kawę, wyjątkową... Z mlekiem, cukrem, solą i cynamonem! Smakowała jak... kawa z kardamonem? Albo innym nadzwyczajnym dodatkiem. Pycha. Rozmawiamy o remoncie...

     BG: ...wszystko da się zrobić, to jest najmniejszy problem. Ja zawsze tłumaczę - dom jest dla mnie, a nie dla kogoś…

     Płynnie przechodzimy do rozmów o życiu, zmęczeniu psychicznym, fizycznym i sposobach odreagowywania stresu.

     BG:Tak naprawdę to ludzie sami sobie szukają bezsensownych problemów i skupiają się na nich, a ten problem prawdziwy przyjdzie sam.

     Tu pani Bożena opowiada o swoich dramatycznych przeżyciach związanych z najbliższymi - tatą, mamą i siostrą... którzy już odeszli.

     BG: ...daję radę. Wracając do rozmowy, pewne sytuacje i osoby zahartowały mnie i zdobyłam dzięki nim doświadczenie. Teraz przeżyłabym te sytuacje inaczej, bez zbędnych emocji. Cały czas się zastanawiam, co mogę jeszcze zrobić, co poprawić. Jeśli już w coś wchodzę, angażuję się w to całą sobą.

     Pochodzi Pani z Igrył?

     BG: Nie, pochodzę z Sokółki. Jestem tu już 22 lata. Przyszłam z miasta :). Założyłam się z koleżanką, że wrócę ze Sławkiem Galejem motorem z zabawy, no i masz… wyszłam za mąż. Sławek wraz z rodzicami prowadził gospodarstwo rolne więc wzięłam się do roboty jak wszyscy, a praca nie była lekka. Było tu wtedy mnóstwo krów, świń, wszystkiego. Załapałam się jeszcze na snopki, stawiałam je i robiłam 'pirawiosła'. Wcześniej tego nie znałam - wpadłam w młyn... Dzieci małe, wracasz ze żniw, czy sianowania, a tu trzeba jeszcze krowy przygonić, wydoić, świnie nakarmić. Gonisz te krowy i tylko patrzysz, czy ktoś z przeciwka również nie goni, bo jak ci się łańcuchami splączą, to potem nie wiadomo, która czyja... :) Czasami to „padałam na twarz“, ale jak sobie to teraz przypominam, to powiem ci, że było fajniej. Były ławeczki, starsi ludzie na nich przesiadywali... Ludzie się do siebie garnęli. Gospodarstwa nie były tak zmechanizowane jak teraz, ale dawaliśmy radę. Z upływem czasu przestało to być opłacalne, w tej chwili uprawiamy już tylko ziemię. Zresztą większość mieszkańców podjęła pracę w mieście. Ogólnie rzecz biorąc, wieś się zmieniła bardzo, w końcu mamy długo wyczekiwany asfalt. Cały czas myślę, co by tu jeszcze zrobić, żeby mieszkańcom żyło się łatwiej i przyjemniej. Planów jeszcze troszeczkę na ten rok mam. Będzie siłownia pod chmurką, chcemy odnowić jeszcze jedną kapliczkę, bardzo bym chciała ażeby było doprowadzone oświetlenie do drogi nr 19, wniosek został złożony, ale co z tego wyniknie? Nie wiem, jestem dobrej myśli. Bardzo mnie martwi droga w Igryłach nr 2, gdzie mieszkańcy mają naprawdę ekstremalne warunki. Po złożeniu przeze mnie wniosku na remont tejże drogi, została zrobiona dokumentacja projektowa i nie ukrywam, że liczę na nasz samorząd...

      Czym jeszcze zajmuje się Pani w życiu?

      BG: Pracowałam zawodowo, niestety, nie przeszłam badań okresowych. Mamy jednak swoją firmę więc zajmuję się robotą papierkową, czasem jeżdżę z mężem na budowy. Ogrzewanie podłogowe umiem kłaść, wiem o co chodzi :). Zawsze mam coś do roboty, ja muszę coś robić, mam takie ADHD. Jak jest niedziela i pada deszcz, nie można nigdzie pójść, pojechać, to ja jestem chora, nie wiem, co mam ze sobą zrobić :). Jak nie pada, to chociaż sobie pobiegam. W tę niedzielę biegałam zaraz po deszczu, po błocie. Bieganiem też chciałabym kogoś stąd zarazić, pobiegać razem...

      W trakcie rozmowy mimochodem przechodzimy na "ty" - taka atmosfera :)

     Długo już biegasz?

     BG: Wiesz od kiedy ja zaczęłam biegać? Od 10 listopada, od I Biegu Niepodległości w Sokółce. Namówiła mnie Kasia Lubowska. Ciężko było, ale pomyślałam sobie - skoro postanowiłam wystartować, to muszę dobiec. I powiem ci, że mnie to tak zaraziło... Z Kasią dobrze mi się biega, mamy podobne tempo. Nie robimy tego na czas, podbiegniemy, jak się zmęczymy to podejdziemy kawałek, biegniemy tak, jak dajemy radę. Bardzo żałuję, że jednak rzadko się spotykamy bo każda z nas ma swoje sprawy i mieszkamy kilka kilometrów od siebie. Jak jest ślisko, Sławek (mąż) nie pozwala mi biegać szosą do 19-stki, boi się, że ktoś mnie potrąci, więc jak napadało ostatnio śniegu, odśnieżył mi mój bezpieczny odcinek polnej drogi :). Czasem nie trzeba wiele do szczęścia, można się cieszyć, tym co się ma.

     To miłe. Jesteście chybazgranym małżeństwem?

      BG:Nie może być cały czas dobrze, bo jak jest zawsze dobrze, to też nie jest dobrze. Wtedy to pachnie jakąś obojętnością... Musi być jakieś spięcie. Też czasem się wkurzamy na siebie, ale ta złość przechodzi. Nie rozumiem jak ktoś mówi, że jest tyle lat w małżeństwie, że nie może już na tę druga osobę patrzeć. My mamy wspólny język, zawsze mamy o czym rozmawiać. Sławek opowiada mi o tym, co w pracy, ja mu o swoich sprawach, problemach, my zawsze mamy temat :). Jak tylko mamy możliwość jeździmy w nowe miejsca, tutaj - u nas na Podlasiu, nigdzie się nie oddalamy. Chodzimy na spacery. Jeszcze trochę i oczyścimy swoje rowery z kurzu i w drogę.

     Pewnie masz w swoim mężu duże wsparcie?

     BG:Tak, największe! Ale też w dzieciach, one również bardzo mnie wspierają. Widzą jak czymś się martwię, pytają, doradzają, pocieszają, są bardzo czujne. To są już dorośli ludzie i doskonale wszystko rozumieją. Z dziećmi mam kontakt partnerski, przyjacielski.

     Później poszłyśmy zobaczyć jak przebiega renowacja drewnianej kapliczki, która wkrótce wróci na swoje miejsce między dwoma potężnymi lipami. Podczas spaceru przez gospodarstwo Galejów, dowiedziałam się, że Bożena posiada prawo jazdy na samochody ciężarowe, a jej marzeniem jest przejechanie się olbrzymim, amerykańskim tirem…

    BG:Bardzo lubię poznawać nowych ludzi bo uważam, że od każdego mogę się czegoś nauczyć. Tak samo jest i z tobą Patrycjo, bardzo się cieszę z twojej wizyty, jestem mile zaskoczona.

    To ja dziękuję za poświęcony czas w natłoku tylu różnych zajęć, inspirującą rozmowę z tak pozytywną osobą i pyszną kawę, przepis wykorzystam.

    Chciałoby się powiedzieć - żyjmy jak Galeje... ;)

Rozmawiała Patrycja A. Zalewska

Zdjęcia


Tagi:bożena galeigryły sołtys

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.