Amazonka w małym mieście - Basia Wnukowska

Amazonka w małym mieście - Basia Wnukowska

    Basiu, ponad 2000 głosów czytelników iSokolka.eu i INFO Sokółka czyni Cię niekwestionowaną OSOBOWOŚCIĄ 2019 roku w Plebiscycie SOKOŁY, serdeczne gratulacje… jak się z tym czujesz?
 
    Bardzo dobrze i nie żałuję, że zgodziłam się na nominację, dziękuję za nią. Jestem bardzo dumna i wdzięczna osobom, które na mnie głosowały. Bardzo jestem szczęśliwa, że udało mi się wygrać w tej kategorii. To, że zdobyłam tyle głosów dało mi poczucie, że robię dobrą rzecz i działam w słusznej sprawie. Staram się rozwijać temat, który był do tej pory nieoswojony: choroby nowotworowej w małym mieście, kobiety żyjącej w pojedynkę i zmagającej się z chorobą. Widzę, że jest to temat bardzo potrzebny, ludzie to czytają, dzielą się swoimi odczuciami. Daje mi to ogromne poczucie satysfakcji.
 
    Opowiedziałaś światu swoją historię i skradłaś nasze serca, czy nie żałujesz, że jak słyszymy: Basia Wnukowska - to myślimy: to ta dzielna babeczka, co zmaga się z rakiem…
 
    Nie żałuję, nazwałaś mnie „dzielną babeczką” – trochę tak jest, bo dźwigam na swoich tylko barkach bardzo dużo rzeczy teraz. Oprócz raka, żyję w pojedynkę z koronawirusem, który się „dobija” i z remontem bloku szpitalnego, o który sama zabiegałam. Cieszę się, że się rozpoczął, ale z nim wiążą się sytuacje, których się nie spodziewałam, a mianowicie potrzeba remontu mieszkania, wymiana rur, okien itp.Chcę, czy nie chcę - muszę się z tym zmierzyć, i nie ukrywam, że nie wiem czy sobie poradzę. Może jak do tej pory pomogą mi ludzie i córka, może znajdą się inni pomocni ludzie, żebym mogła się skupić na leczeniu i dojść do mety ze zwycięstwem w postaci pokonania choroby. Rozpocznę nowe życie z odświeżonym ciałem i duchem w odświeżonym mieszkaniu.
 
    A jak się ogólnie miewasz?
 
    Staram się nie upadać na duchu, choć miewam chwile gorsze, niekiedy i zapłaczę. Czasem wydaje mi się, że jest tak trudno, że nie ogarnę, ale przychodzi nowy dzień i nowe poczucie, że jakoś to będzie. Ufam, że Boża Opatrzność jest na tyle nieskończona i jak w Ks. Izajasza - ci, co zaufali Panu – odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły, biegną bez zmęczenia… aż chciałoby się dodać, że mają skrzydła jak sokoły…

    Na jakim teraz jesteś etapie w swojej chorobie? Co teraz jest najtrudniejsze? Co przed Tobą?


    Prowadzę regularnie na serwisach społecznościowych (instagram – #rak.w_małym mieście) dziennik swojej choroby, tam opisuję też etapy leczenia. Dużo życzliwych ludzi to śledzi i mi kibicuje. Jestem ponad dwa tygodnie po mastektomii i usunięciu wszystkich węzłów chłonnych, teraz regularnie jeżdżę na kontrolę do BCO. Do poradni onkologicznej wozi mnie przesympatyczna koleżanka. Rehabilitacja, niestety, musi się odbywać w domu, blokuje ją koronawirus. Muszę, więc sama zadbać o masaż ręki, regularne ćwiczenia, żeby ograniczyć ból, żeby nie zbierała się za duża ilość chłonki i żeby zredukować obrzęk. Robię to, co mogę, by jak najszybciej wrócić do formy i przygotować się do dalszych etapów leczenia. Najtrudniejsza jest teraz ze względu na moją zerową odporność - izolacja. Zawsze lubiłam i lubię życie w pędzie. Lubię ludzi i kontakt z nimi.
    Jednak dzięki chorobie dałam sobie możliwość obcowania tylko z osobami, które niosą dobrą energię, dobre myśli i dużą dawkę życzliwości. Dzięki nim - mój świat staje się jaśniejszy, choroba idzie na plan drugi, bo ona nie może mnie zdominować. Pokochałam poezję Krzysztofa Cezarego Buszmana, zacytuję fragment: to, co o mnie pomyślisz - nie zmienia mnie, a ciebie. Separuję się już całkowicie od ludzi, którzy wprowadzają zamęt. Chaosu w świecie i tak nie brakuje. Świat teraz się zatrzymał i pokazał nam ludziom, że im mniej ingerujemy w jego środowisko – on staje się piękniejszym, wody stają się czystsze, powietrze lżejsze, niebo bardziej przejrzyste, zwierzęta wychodzą z odwagą z kryjówek, bo to człowiek był dla nich największym zagrożeniem.
    Mija już ponad 50 dni w całkowitej izolacji, w 4 ścianach, w bloku non stop, sama ze sobą, jest to ekstremalne wyzwanie. Wiem, że muszę to przejść i dam radę. Znajomi i córka przywożą mi zakupy i posiłki, pozostaje kontakt przez drzwi. Dobrze, że istnieją telefony, Internet, telewizja – to są teraz moje okna na świat. Psychika każdego ma swoje granice, moja też. Moje emocje rozwalają najbardziej wiadomości o śmierci kogoś, kogo znałam, a kto chorował na raka i przegrał walkę...  Przede mną jeszcze kilka tygodni domowej rehabilitacji. Potem radioterapia. Kolejne wyzwania, kolejne etapy leczenia.
 
    Sama zmagasz się z chorobą, ale nie przestajesz myśleć o innych – jedna akcja charytatywna goni kolejną… opowiedz, proszę o nich, czy to też sposób na życie z nowotworem?
 
    Było już trochę tych akcji. Pierwsze były „Domowe działania”, kierowane wyłącznie przez telefon, zmobilizowałam wtedy ludzi do podpisywania petycji o refundację leku, który dotyczył mnie również. Musiałabym wydać 50 tys. zł żeby zabezpieczyć się przeciwciałami. Udało się przy pomocy fundacji Alivia, lek został zrefundowany, o 20 dni udało się także skrócić kolejkę do tomografii. Cieszymy się bardzo, że takie akcje i wpłaty na konto przynoszą efekty nie tylko dla nas chorych, dla wszystkich – bo każdego to może spotkać.
    Kolejna akcja to był „Dzień szpilek”, miałam wtedy chemię, ktoś inny kierował wszystkim, ja byłam taką „przypominajką”. Wystarczyło zrobić zdjęcie w szpilkach, zamieścić na FB i dodać hasztag. Dzięki każdej publikacji firma przekazywała datek na leczenie kobiet chorych na raka.
    Wspieram również i publikuję informacje o aplikacji MEDNAVI, stworzonej przez Inkę - dziewczynę, która chorowała na guza mózgu i wiedziała jak kręte są drogi osoby chorej, która często nie wie gdzie szukać specjalisty. Cieszę się, że aplikacja powstała. Jak ktoś zachoruje - świat staje mu na głowie, czuje się zagubiony odtrącony, potrzebuje pomocy. Jedyną ostoją w tej sytuacji jest drugi człowiek. Razem możemy zmienić bardzo dużo. Zbierać pieniądze, pokonywać bariery w leczeniu, lokalnie i globalnie. Drugi człowiek może dużo zabrać, ale dać może jeszcze więcej.
    W listopadzie 2019 r. odbyła się bardzo duża akacja charytatywna „Serce od Serca” zorganizowana w Białymstoku przez aktywne kobiety z różnych środowisk. Na rzecz BCO szyliśmy specjalne poduszki w kształcie serca dla kobiet po mastektomii. Po 5 miesiącach, wypisując się ze szpitala po operacji otrzymałam taką właśnie poduszkę, więc wiem, że pochodzi z naszej akcji. Wzruszyło mnie to. Poczułam, że te akacje są namacalne, realne, mają efekty – to bardzo cieszy. To są te chwile, kiedy wiem, że warto coś robić.
    Poznałam też fundację Rak&Roll, dzięki niej dostałam perukę za darmo z naturalnych włosów. Żeby stworzyć jedną sztukę - trzeba włosów aż z 15 głów. Niesamowita historia spotkała mnie kiedy siedziałam z łysą głową w sokólskim salonie fryzjerskim i czekałam na przefarbowanie swojej peruki. Do zakładu weszła 10-letnia Weronika z mamą, żeby oddać swoje piękne, długie włosy na rzecz tej fundacji w akcji „Daj włos”. Bardzo się wzruszyłam i wciąż się wzruszam, kiedy to wspominam, a tydzień wcześniej pisałam o akcji na swoim profilu. Tu mały apel: dziewczyny i chłopaki, nie wyrzucajcie swoich włosów. Jeżeli mają min. 25 cm, to po ostrzyżeniu wyślijcie je do fundacji Rak&Roll. Instrukcja, jak to zrobić jest na ich stronie www. Kupujmy kosmetyki oznaczone naklejką fundacji, część dochodu trafia za pośrednictwem fundacji na leczenie osób onkologicznych.
    Uśmiecham się też, kiedy przypomnę akcję Onko Run, zorganizowaną na rzecz BCO. Nie biegłam, szłam 5 km, odebrałam medal i mam satysfakcję. Zrobiłam może i mało, ale zrobiłam swoje, przy pomocy wspaniałych koleżanek.
    Biorę też udział w kampanii pt. „Wylecz raka piersi HER2” i zostałam ambasadorką nowo powstającej fundacji, dużo będzie się działo, ale o tym jeszcze ciii….
    Uczestniczyłam w spotkaniach organizowanych przez BCO, białostocką Erę Nowych Kobiet i Urząd Marszałkowski, na których uczyłyśmy się samobadania piersi i tego, co robić jeśli dowiemy się, że mamy raka.
    W Suchowoli, w autorskim spotkaniu ph. „Siła jest kobietą”, opowiadałam o swojej drodze, o tym jak pokonuję przeszkody w chorobie. Czuję w tym moc, i dostaję też ją od kobiet, które mnie słuchają. Te akcje i ci pozytywni ludzie mnie ładują jak słońce solary. Łzy nie zawsze są symbolem cierpienia, mogą być symbolem szczęścia, i przyznam, że często napływają mi do oczu właśnie łzy szczęścia.
    Dużo dobrego się dzieje, dużo dobra się rodzi, działa to w obie strony, żeby brać - trzeba dawać. Dobro się mnoży. Teraz działamy aktywnie w grupie „Sokółka szyje maseczki”. Wespół z innymi grupami oznaczamy nasze akcje hasztagiem: #jest akcjajestreakcja. Zauważyłam, że charytatywnie najczęściej udzielają się ludzie, którzy sami przeszli ciężką drogę lub teraz mają życiowo pod górkę. Stają na wysokości zadania kiedy trzeba pomóc bez względu na wszystko, poglądy polityczne, religijne itp. Mamy wspólny, dobry cel i trzeba działać.
 
    Nie mam pojęcia o tym, co przeżywa pacjent onkologiczny, ale wyobrażam sobie, że 3 hasła na literę „W” mocno stanowią o jego życiu: WIARA / WALKA / WSPARCIE… czy się z tym zgodzisz?
 
    Tak, to jak brygada od specjalnych zadań, to zależność tych trzech sił, które prowadzą do zwycięstwa, nie tylko z chorobą, ale z lękami, fobiami itp. Dzięki podjęciu walki człowiek może odkryć swoje mocne strony.
 
    Jeśli miałabyś wypowiedzieć przesłanie do osób, które właśnie mierzą się z diagnozą, to, co by to było... co byś powiedziała ich rodzinom?
 
    Nie traćcie nigdy wiary, nie traćcie nigdy nadziei. Jeśli na początku choroby czujecie się zagubieni, a to jest normalne, szukajcie ludzi, którzy już przez to przeszli – oni wskażą Wam drogę, pomogą, wesprą. Nie martwcie się, jeżeli z powodu choroby straciliście znajomych, choroba zweryfikuje przyjaciół, tych prawdziwych i tych fałszywych.  W te puste miejsca choroba przyprowadzi Wam dużo nowych, dobrych ludzi, którzy zajmą godne miejsca w Waszym życiu. Dopiero gdy wiatr przeciwny wieje nam w oczy - poznajemy ludzi, poznajemy siebie, swoje mocne strony. Róbcie to, co Was pozytywnie buduje. Nie dajcie się pokonać złym myślom. To tylko myśli. Wierzcie, że ludzie są dobrzy pomimo wszystko. Uśmiechajcie się pomimo wszystko, innym się udało wyjść jeszcze z większych trudności. Dbajcie o siebie. Nie poddawajcie się nigdy. Też miewam słabsze dni, ale jak mawiał śp. ks. Kaczkowski: nie martw się przez cały dzień, wyznacz sobie na to godzinę, a potem - ciesz się życiem. Bez względu na to, ile robicie dobrego, ludzie i tak będą to oceniać, nie zawsze pozytywnie. Trzeba wyluzować i robić swoje, nie zadowolimy wszystkich. Całego świata nie zbawimy, ale dla kogoś możemy być całym światem. Starajmy się żyć teraz, nie czekajmy na to, co będzie. Żyjmy, nie umierajmy za życia.
        Czekam dni, kiedy będę miała siłę, żeby wsiąść znowu na konia. I mieć kilka godzin jazdy w miesiącu, wrócić do morsowania, więcej malować, czytać, cieszyć się życiem i otaczać się tylko pozytywnymi ludźmi.
    Życzę Wam dobrego życia, dobrego zdrowia, pogody ducha przede wszystkim i dziękuję jeszcze raz za to, że we mnie uwierzyliście i wierzycie. Piszcie do mnie, proszę dalej i wspierajcie.
 
    To my dziękujemy Ci, Basiu, za Twoją aktywną i bardzo pozytywną postawę. Nieustannie zwiększasz naszą świadomość tego, z czym mierzy się osoba w poważnej chorobie. Pokazujesz, że można ten czas obłaskawić i że życie po diagnozie wcale się nie kończy, ale często – to prawdziwe - dopiero zaczyna… Robisz wielką rzecz – dziękujemy Ci za to… nie ustawaj, życzymy Ci POMYŚLNOŚCI!

Pytała Aneta Tumiel
fot. Agnieszka Nowik
i prywatne archiwum BW

Zdjęcia


Tagi:aneta tumielbarbara wnukowskaPlebiscyt Sokoły 2019Onko RunDomowe działaniaDzień szpilekjest akcjajest areakcjaSerce od sercamednaviRak&rollDaj włosBCOHER2

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.