Mirosław Miniszewski – Alchemik fotografii

Mirosław Miniszewski – Alchemik fotografii

Mirosław Miniszewski to pochodzący z Bydgoszczy fotograf, publicysta, pisarz, scenarzysta oraz doktor nauk humanistycznych, który osiadł na Sokólszczyźnie. Nie jest to jednak zwykły ,,pstrykajło”. W czasach, gdy fotografowie kupują najnowocześniejsze sprzęty za dziesiątki tysięcy złotych, on preferuje klasyczną ciemnię i stare aparaty analogowe.

Może powiedzieć Pan kilka słów o sobie?

Mieszkam na wsi koło Krynek. Porzuciłem miasto i na razie do niego nie wracam, a jak kiedyś wrócę, to na pewno nie będzie to polskie miasto. Mam 43 lata. 

Fotografia analogowa od niedawna staje się coraz popularniejsza. Jak Pan myśli, co jest tego powodem?

Co minutę tylko na Facebooka trafia 200 tysięcy zdjęć cyfrowych. Codziennie jest głośna premiera nowego aparatu fotograficznego, zdaniem producentów lepszego niż wszystkie dotychczas.  Codziennie trafia do sklepów nowy superobiektyw, jakiego świat dotąd nie widział. Wszyscy robią wszędzie zdjęcia, tylko że nie ma zdjęć! Nie ma fotografii! Wyznaję taki pogląd, że plik cyfrowy jest plikiem cyfrowym, wydruk zdjęcia cyfrowego jest wydrukiem, a fotografia jest fotografią. Fotografia zaś to papier, światłoczuły czynnik i światło na nich zarejestrowane. Koniec. Ludzie powoli sobie to uświadamiają.

Czy według Pana fotografia tradycyjna daje większe możliwości ekspresji artystycznej?

Nie uważam tak. Fotografia cyfrowa daje takie same możliwości artyście, co tradycyjna. Problemem jest myślenie. Aby jakaś fotografia była dziełem sztuki, musi ją poprzedzać myślenie i akt twórczy. Świadome używanie aparatu dotyczy zarówno cyfrówek jak i aparatów analogowych. Jeśli wiesz po co to robisz i jak to robisz, nie ma znaczenia czy w aparacie jest błona fotograficzna czy matryca. Ponieważ jednak film fotograficzny kosztuje ok 20 zł, trzeba się zastanowić zanim wyzwoli się migawkę. Być może to dyscyplinuje do myślenia w czasie fotografowania.     

Jakie warunki powinien spełniać kandydat na fotografa?

Jeśli jest chęć i zaciekawienie światem, to już jest jakiś początek.  Musi być pasja, cierpliwość i umiejętność patrzenia, której jednak można się nauczyć. Fotografia to jednak, nie tylko naciskanie guzika migawki. Tego możemy nawet małpę nauczyć. I jak taka małpa naciśnie guzik tysiąc razy, to jest szansa, że jakieś zdjęcie będzie się nadawało na międzynarodowy konkurs.  Każdy może zrobić dobre zdjęcie. Fotograf jednak to ktoś, kto zawsze zrobi dobre zdjęcie – jakimkolwiek aparatem i w każdych warunkach.

Co stanowi największą trudność w pracy ze starymi technikami?

Przede wszystkim zgromadzenie odczynników i sprzętu. Trzeba się naszukać, natrudzić i samemu zorganizować pracownię. Potrzebna jest przestrzeń do pracy. Najważniejszy jednak jest warsztat rozumiany jako rzemiosło. Ja sam uczyłem się najstarszych technik, takich jak guma dwuchromianowa, talbotypia, Vandyke czy cyjanotypia sam, z książek z XIX wieku i tego, co jest w niewielkiej ilości w internecie. Receptury to jednak 10% procesu. Reszta to odpowiednie ruchy ręką. Zmarnowałem tony papieru, aż w końcu coś zaczęło mi wychodzić. Można pójść taką drogą, albo udać się na stosowne warsztaty.  Ja miałem ambicję samemu dojść do wszystkiego.  W tych technikach każdy wypracowuje własny styl. Im więcej sami się zmagamy z tą sztuką, tym więcej jest w niej nas samych.  

Co stanowi dla Pana inspiracje?

Świat i człowiek. Jestem z zawodu filozofem. Przedmiotem zainteresowania filozofa jest świat i człowiek. Tak samo jest z fotografem. Moja fotografia jest częścią filozofii, a moja filozofia częścią fotografii. Nie umiem tego oddzielić. O ile jednak we filozofii akademickiej narzędziem jest słowo, tak we fotografii jest nim obraz. Myślenie obrazem jest moją ścieżką. Z tym, że ostatnio coraz mniej mówię, a coraz więcej patrzę. Kiedyś Christian Dotremont, belgijski malarz, gdzieś napisał, że „zadaniem fotografii nie jest przecież ozdabianie ścian, lecz odkrywanie oka”.

Jak wg Pana będzie wyglądać przyszłość fotografii?

Będą coraz lepsze i droższe aparaty i obiektywy. Technika będzie się rozwijać, jednak ten rynek się niebawem załamie. Już się załamuje. Tak samo, jak 25 lat temu załamał się rynek fotografii analogowej. W tym roku obchodziliśmy 177 rocznicę wynalezienia fotografii. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo ten wynalazek zmienił oblicze naszej cywilizacji i kultury. Będzie ona więc trwać tak długo, jak będzie istniał człowiek. Jednak samo posiadanie aparatu nie czyni nas fotografami, tak samo jak posiadanie farb, pędzli i sztalugi nie czyni nas malarzami a umiejętność pisania pisarzami. Przyszłość tej sztuki będzie zależeć więc od tych, którzy potraktują ją jako ścieżkę artystyczną.

Co stanowi największy problem dla osób, które chciałyby rozpocząć swoją przygodę z tą techniką?

Brak cierpliwości i chęć uzyskania efektów natychmiast. Są techniki fotografii – np. guma dwuchromianowa -  gdzie nad jednym zdjęciem pracuje się kilka albo kilkanaście dni. W Instagramie nakładamy filtr z efektem i gotowe.  

Jakie są Pańskie refleksje na temat wystawy ,,Niebieska strona Krynek” ? Jak Pan ją ocenia?

Byłem przekonany, że uczestnikami warsztatów tradycyjnych technik fotografii w GOK w Krynkach będą dorośli, tymczasem była to młodzież w wieku 10-14 lat. Zrobiłem jednak eksperyment. Nie zaniżyłem poziomu, tylko potraktowałem ich tak samo, jakbym potraktował dorosłych. Żadnej taryfy ulgowej. Okazało się, że poradzili sobie świetnie. Efektem są zdjęcia, co do których nikt nie jest w stanie powiedzieć, że zrobiły je dzieci, jeśli się mu tego wcześniej nie powie. Wystawa pokazuje nie tylko oryginalny sposób widzenia świata przez młodzież, ale udowadnia, że w każdym dziecku drzemie talent, każde jest w pewnym sensie geniuszem, zanim nie trafi do szkoły, gdzie wszystko to zostanie w nim sukcesywnie zmarnowane w imię potrzeby kreowania rzeszy przeciętnych obywateli.  Dzieci zwracają nam to, co im dajemy. Jeśli potraktujemy je jako autonomiczne osoby z własną wizją świata, to pokażą nam piękno swych osobowości, wyobraźni i wrażliwości.  Jeśli przycinamy je do własnych oczekiwań, stają się takie same jak większość społeczeństwa – bierne, osowiałe i odtwórcze.  Dodam tylko, że w polskich szkołach nie istnieje ścieżka edukacji artystycznej. Polska szkoła kształci przyszłych urzędników, biznesmenów i robotników. Artyści to ci, którzy wbrew procesowi edukacji, zostali sobą, albo ci, co oduczyli się tego, co przekazano im w szkole i poszli własnymi ścieżkami. Ta wystawa jest dowodem na to, że dzieci z Krynek, uczestnicy moich warsztatów, mają potencjał stać się autonomicznymi jednostkami z własną wizją świata. 

Zdjęcia


Tagi:PowiatSokólskiSokółkawywiadmirosław miniszewskifotograf

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.